sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 24- Bo problemy dopiero mają nadejść

Hello there, the angel from my nightmare The shadow in the background of the morgue The unsuspecting victim of darkness in the valley And in the night we'll wish this never ends We'll wish this never ends 


(miss you, miss you) (miss you, miss you) 


Where are you and I'm so sorry I cannot sleep I cannot dream tonight I need somebody an always This sick strange darkness Comes creeping on so haunting every time Will you come home and stop this pain tonight Stop this pain tonight 


Don't waste your time on me you're already The voice inside my head (miss you miss you) Don't waste your time on me you're already The voice inside my head (miss you miss you)


Nagle poczułam jak ktoś zderza się ze mną ramionami. Zachwiałam się, jednak ta osoba nie pozwoliła mi upaść łapiąc mnie w pasie. Podniosłam wzrok i oniemiałam.

-Kelsey, to ty?

Kelsey POV:

Stałam oniemiała wpatrując się w tak dobrze mi znaną sylwetkę chłopaka. Zmienił się, owszem, jednak w jego oczach mogłam dostrzec ten sam błysk, który jeszcze jakiś czas temu był moją codziennością.

Staliśmy na środku chodnika wpatrując się w siebie w milczeniu.

-Boże, Kels! To naprawdę ty?- zapytał ponownie wpatrując się we mnie, jakby wciąż nie dowierzał, że mnie widzi.
-Mm... Michael?- wyjąkałam niepewnie.-Co ty tu robisz?- odsunęłam się kawałek od chłopaka w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Wiesz przeprowadziłem się tutaj, będę studiował w Stradford.- wyjaśnił lustrując mnie wzrokiem.-Ale co ty tutaj robisz? Myślałem, że już nigdy więcej się nie zobaczymy, a tu taka niespodzianka.- naprawdę się cieszył. Po wszystkim co się stało on nadal cieszył się moim widokiem, mimo wszystkich problemów, które mu sprawiłam, mimo mojej ucieczki.
-Ja... też tu mieszkam, od niedawna, razem z Ashtonem.
-Może usiądziemy gdzieś, porozmawiamy...- zaproponował.
-Michael, nie udawaj, jakby nic się nie stało.- wyszeptałam ze ściśniętym gardłem. Spojrzałam na twarz chłopaka. Te same oczy, pełne usta, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, jednak był poważniejszy, brak dziecięcych rysów nie ubłagalnie przypominał mi, że to już nie MÓJ Michael.- Przepraszam, ale nie wydaje mi się to dobrym pomysłem.- wyjaśniłam mrugając energicznie powiekami, aby się nie rozpłakać.
-Kels, wiem, że dużo się zmieniło, ale przecież ja nie proszę cię o wiele. Tylko jedno spotkanie, powinniśmy o tym porozmawiać.- spojrzał na mnie prosząco. W jego oczach widziałam cały ból, jaki mu zadałam.
Na chwilę powróciłam do naszych ulubionych miejsc. Od czasu wyprowadzki często go wspominałam. Pamiętam, że nie było dnia, żebym o nim nie myślała, każdy szczegół mi go przypominał. Nieraz zastanawiałam się gdzie jest, co robi i czy jest szczęśliwy... Prawda jest taka, że potrzebowałam mojego przyjaciela, ale przed oczami miałam obraz, kiedy zostawiałam go samego przed naszą ulubioną kawiarnią. Myślałam, że wtedy widzę go po raz ostatni.

-Dobrze, ale nie teraz, śpieszę się.- westchnęłam wiedząc, że najprawdopodobniej będę tego żałować.
-Dziękuję, mała. Podasz mi swój numer?- zapytał podając mi telefon. Skąd właściwie wie, że mam nowy?- Wiele razy do ciebie dzwoniłem.- zaczął widząc moje zmieszanie.- Nie wiem właściwie dlaczego, może liczyłem, że w końcu odbierzesz? Może chciałem jedynie usłyszeć twój głos.
-Mike, ja...
-Spokojnie, rozumiem.- odparł smutno.- Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?- zapał jaki w nim drzemał sprawiał, że czułam się jak święty Mikołaj dający trzylatkowi jego wymarzony prezent.
-Dobrze, ale teraz naprawdę muszę iść.- powiedziałam nerwowo dostrzegając samochód Jasona.- Do zobaczenia.
-Do zobaczenia Kels.- powiedział, wsiadając do auta wciąż widziała jak stoi na chodniku i odprowadza mnie wzrokiem.

   ***

Jason zatrzymał się na podjeździe, jednak nie wysiadł z auta. Kiedy tylko go zobaczyłam wiedziałam, że coś jest nie tak, coś go trapiło, jednak nie chciałam zadawać zbędnych pytań. Wierzyłam, że jeżeli będzie chciał to sam mi powie. Owszem, miałam zamiar powiedzieć mu o Michaelu, ale widząc jego stan postanowiłam to przełożyć, nie potrzebuje kolejnych dramatów.

-Posłuchaj skarbie. Ten koleś od bomb... Mówiłem ci o nim..- przemówił po kilku minutach krępującej ciszy, jaka między nami zapanowała. Pokiwałam głową nie chcąc mu przerywać.- James Hastings.- dodał z obrzydzeniem.- Po prostu chce być pewien, że jeżeli tylko coś zrobi, powie, czy chociażby uśmiechnie się do ciebie... Masz mi o tym od razu powiedzieć, ok?- zapytał całkiem poważnie.- Obiecasz mi to?
-Tak, Jason, ale powiedz mi do czego on jest wam potrzebny?
-Nie zawracaj tym sobie głowy.- odpowiedział zjeżdżając dłonią wzdłuż mojej talii.
-W ten sposób nie odwrócisz mojej uwagi od tej sytuacji.- powiedziałam łapiąc chłopaka za rękę.
-Co wcale nie znaczy, że nie mogę próbować.- powiedział puszczając do mnie oczko, następnie wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Wywróciłam oczami i wysiadłam zamykając za sobą auto. Jason splótł nasze palce razem i pociągnął mnie w stronę swojej willi.
Może to dziwne, ale jego dotyk wciąż wprawia moje ciało w osłupienie, zaczynam wariować i ledwo powstrzymuje się od rzucenia się na niego.

-Rumienisz się.- stwierdził przyglądając mi się z dużym uśmiechem.- Jestem ciekaw co wywołuje taką reakcję.- wyszeptał mi na ucho przygryzając przy tym jego płatek. Zanim się zorientowałam chłopak przycisnął mnie do ściany budynku i zaatakował moją szyję pocałunkami. Wplotłam palce w jego włosy pociągając delikatnie za ich końcówki, w zamian za co dostałam stłumiony jęk Jasa. Jego dłonie wślizgnęły się pod mój top, a jego usta odnalazły moje, chłopak klepnął mnie delikatnie w uda dając znak, abym podskoczyła- co oczywiście zrobiłam- oplatając nogi wokół jego bioder. Moje dłonie powędrowały do klamerki paska, mogłam dokładnie poczuć jego wyrzeźbiony brzuch, co doprowadzało mnie do wariacji. Musieliśmy być głośno, gdyż już po chwili usłyszeliśmy kroki dochodzące z domu, Szybko oderwałam się od mojego chłopaka naciągając pośpiesznie ciuchy i uporczywie poprawiając fryzurę, on natomiast jedynie przyglądał mi się z uśmiechem.

-I co się tak patrzysz?- zapytałam zirytowana.
-Uwielbiam kiedy jesteś speszona.- przysięgam kiedyś go skrzywdzę! Już miałam coś odpowiedzieć, kiedy drzwi się otworzyły a w nich stanął uśmiechnięty Will.
-A wy na co czekacie?- zapytał lustrując nas wzrokiem.- W nocy się zabawicie, teraz mamy sprawę do omówienia.
-Will!- zawołałam coraz bardziej się rumieniąc. Chłopak natomiast jedynie powiększył swój uśmiech.
-Chodź księżniczko.- powiedział Jason ciągnąc mnie w stronę salonu.
Kiedy tylko weszłam do pomieszczenia w oczy rzucili mi się przyjaciele, ale oprócz nich naprzeciwko pustego krzesła siedział nieznany mi dotąd mężczyzna. Domyśliłam się, że to ten cały Hastings. Miał brązowe włosy i ciemną karnację, może około 19-20 lat,  mimo iż siedział mogłam powiedzieć, że był wysoki, przyznam, że nie budził on zaufania.

-Witam Jason.- powiedział wstając, gdy już weszliśmy do salonu.- Co słychać, stary?- zapytał, gdybym nie widziała wyrazu jego twarz, stwierdziłabym, że to zwyczajny, miły człowiek witający się z przyjacielem, ale wystarczyło na niego spojrzeć, aby zauważyć odrazę. Zresztą mój chłopak nie pozostawał mu dłużny.
-Hastings, powiedziałbym, że miło cię widzieć, ale to kłamstwo nie przejdzie mi przez gardło.- splunął z obrzydzeniem Jason. Kątem oka zauważyłam, że reszta chłopaków jedynie przypatruje się całej sytuacji ze... strachem?
-Miły, jak zawsze.- stwierdził brunet.
-Posłuchaj mnie uważnie.- powiedział Jase podchodząc do niego, mierząc go wzrokiem miotającym pioruny. Wiedziałam, że zaczyna się denerwować, bardzo nie chciałam, aby ponownie stracił nad sobą kontrolę.- Nie będę udawał, że jest mi na rękę twoja wizyta i z góry cię ostrzegam. Jeden niewłaściwy ruch, a nie zawaham się cię zabić, rozumiesz?- zapytał, a ton jego głosy zmroził krew w moich żyłach.
-Jasne, rozumiem.- przytaknął z uśmiechem Hastings. Był zadowolony z efektu swoich działań.- A to kto?- jego głos przerwał ciszę, wtedy zorientowałam się, że chodzi mu o mnie. Podniosłam wzrok spotykając jego zimne, zielone tęczówki skanujące moją osobę.- Oh, no tak słyszałem, że podobno nie pieprzysz już wszystkich, tylko tę jedną jedyną.- prychnął. Jason natychmiast rzucił się na chłopaka, nie miałam nawet szansy zareagować. James po uderzeniu w twarz zatoczył się do tyłu, a gdyby nie obecność chłopaków przytrzymujących Jasa, byłoby z nim kiepsko.
-Powiedz tak jeszcze raz...- krzyczał w nerwach mój chłopak.
-Jason, proszę, uspokój się.- poprosiłam podchodząc do niego. Położyłam moją rękę na jego ramieniu, a drugą na jego zaciśniętej z nerwów szczęce i niemal od razu poczułam, jak pod wpływem mojego dotyku zaczyna się rozluźniać.- Już dobrze.- wyszeptałam tak, aby tylko on mógł to usłyszeć.- Kocham cię.- dodałam równie cicho obserwując jego oczy.
-Ja ciebie też.- szepnął oplatając moją talię ramionami.
-Ok, powinniśmy zaczynać, mamy dużo spraw do omówienia.- przypomniał Luke.- Jason?
-Ok, zaczynajmy.- westchnął zrezygnowany siadając na kanapie. Chciałam zając jedno z wolnych miejsc przy stole, ale Jase pociągnął mnie na swoje kolana.
-Będziemy rozmawiali przy niej?- spytał zdziwiony Hastings. Kim on jest do cholery, aby decydować o takich sprawach?!
-Tak, Kelsey to moja dziewczyna, a ta sprawa dotyczy zarówno nas jak i jej.- wyjaśnił mój chłopak ściskając moją dłoń w geście wsparcia. Reszta chłopaków pokiwała zgodnie głowami.
-Ok, jak uważacie.- brunet podniósł ręce w geście kapitulacji.- Miło mi cię poznać Kelsey.- powiedział puszczając mi oczko, na co natychmiast się skrzywiłam. Nie wiem co, ale coś dziwnego jest w tym facecie. Przeraża mnie.

***

Jason POV:

Co ten chory sukinsyn sobie wyobraża?! Cały czas gapi się na Kelesy zamiast skupić się na swojej zasranej robocie! Co to ma być?! Chyba żadne słowa nie opiszą ulgi jaką poczułem, kiedy to spotkanie nareszcie się skończyło. Razem z brunetką udaliśmy się na górę, aby mieć chociaż trochę spokoju.

-Pójdę wziąć prysznic.- oznajmiła dziewczyna ściągając z siebie bluzkę w łazience. Podszedłem do drzwi zerkając na brązowowłosą piękność.
-Mogę dołączyć?- zapytałem z nadzieją poruszając brwiami w górę i w dół.
-Nie, nie możesz!- krzyknęła uśmiechnięta wystawiając mi język i zamykając drzwi przed nosem.
-Nie, to nie.- odparłem i postanowiłem zejść na dół. Tak jak się spodziewałem parter był niemal pusty. niemal, gdyż na fotelu w salonie siedział ten idiota bawiąc się w najlepsze.

-O witaj, Jason.
-Czego chcesz?- powiedziałem za wstępie.
-Pogratulować ci.- uniosłem brwi w zdziwieniu.- Twojej pięknej dziewczyny. Przetestowałeś już ją w łóżku?- zapytał z cwaniackim uśmiechem, który miałem ochotę zedrzeć z tej głupiej gęby. Każdy mięsień w moim ciele był napięty.
-Powiedz o niej w ten sposób jeszcze raz a skręcę ci twój pieprzony kark. I zrobię to z przyjemnością.
-No niemów, że naprawdę ci na niej zależy.- westchnął z rozbawieniem.
-To lepiej uwierz. To było twoje ostatnie ostrzeżenie.- nie czekając na odpowiedź udałem się na górę. Pierdolony Hastings!
_____________________________________________________________________________
Witam, o ile jeszcze ktoś tu w ogóle zagląda. Wiem, nie było mnie długo i źle zrobiłam nie informując was o przerwie, za co przepraszam, jednak mam problemy zdrowotne. Nie mogę obiecać, kiedy pojawi się następny rozdział, jednak zapewniam, że dodam go jak najszybciej, pod warunkiem, że wy będziecie tego chcieć. Pozdrawiam, Ola.

niedziela, 15 lutego 2015

Witam wszystkich odwiedzających. Informuję, że blog zostaje zawieszony na czas bliżej nieokreślony. Dziękuje.

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 23- Tym razem będę silna

-Zostań dzisiaj ze mną.- powiedział Michael ścierając kolejną łzę z jej bladego policzka.
-Nie mogę. Wiesz co mnie czeka jutro, kiedy się dowie, że nie spałam w domu?- wyjąkała zdenerwowana. Chłopak westchnął z rezygnacją.
-Nie pozwolę ci tam wrócić, aby znowu cię katował, rozumiesz?!- krzyknął sfrustrowany chłopak, jednak widząc jej przestraszoną minę złagodniał.- Przepraszam, ja tylko nie chcę znów oglądać cię z nowymi siniakami.
-Wiem, dziękuję ci za to, że jesteś.- powiedziała wtulając się w niego. Był jedyną osobą, której dotyk nie wzbudzał w niej obrzydzenia, oczywiście poza Ashem i mamą.
-Kiedy wraca twoja mama?- spytał nie wypuszczając jej z objęć.
-W niedziele. Wtedy wszystko będzie jak dawniej.- starała się przekonać samą siebie. On dobrze o tym wiedział.                                       
                                       Zrobiłby wszystko, aby ta mała istotka zaznała choć trochę spokoju. Chciał być tym, który jej to da, ciepło i miłość, ale wiedział, że nie jest jeszcze gotowa. 
                                       Myśl o tym,że mógłby ją stracić sprawiała, że nie mógł racjonalnie myśleć, i choć wiedział, że to będzie ciężkie to tej nocy obiecał sobie, że zrobi wszystko co może, aby jej pomóc. I to właśnie wtedy to poczuł, uczucie silne i bezgraniczne, które zawładnęło całą jego osobą. Teraz musiał się nią opiekować.

-Zawsze będę przy tobie, mała. Nie zostawię cię. 
On powiedział.
Ona uwierzyła.
                                     Ale nie każdą obietnicę można dotrzymać. Więc kto zawinił?

Kelsey POV:

                                    Nie, coś musiało mi się przewidzieć. To nie mógł być on, na pewno nie.

-Kelsey, co się stało?- zapytał Alex stając za mną. Oderwałam wzrok od okna patrząc na jego zaniepokojoną twarz.
-Co?
-Upuściłaś szklankę i cała się trzęsiesz, co jest?- przyglądał mi się badawczym wzrokiem. Popatrzyłam jeszcze raz w miejsce w którym widziałam tego mężczyznę.
-Zniknął.- wyszeptałam.
-Kto? Kelsey, tu nikogo nie ma.- brunet stanął naprzeciwko mnie trzymając dłonie na moich ramionach.- Naprawdę zaczynam się o ciebie bać.- stwierdził łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
-Przepraszam, wydawało mi się, że kogoś tam widziałam.
-Kogo?
-Nie wiem, to znaczy.... Po prostu o tym zapomnijmy, ok?- poprosiłam. Nie miałam ochoty wyjaśniać nikomu całej tej sytuacji.
-Ok, ale jeśli coś będzie się działo to masz mi natychmiast powiedzieć, jasne?- zapytał patrząc na mnie surowo.
-Oczywiście.- przytaknęłam z wymuszonym uśmiechem.- Przepraszam, za te szklankę, zaraz to posprzątam.- powiedziałam kierując się w stronę szafki w której trzymali zmiotkę.
-Ja to zrobię.- powiedział chłopak próbując przejąc z moich trzęsących się dłoni szufelkę.- Trzęsiesz się jak galareta, jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
-Przepraszam.- wyszeptałam.
-Za co?- zapytał zdziwiony. No właśnie za co? Właściwie to sama nie wiedziałam. Za to, że sprawiam im same problemy, że przeze mnie wpadają w tarapaty, czy może za stłuczoną szklankę?- To tylko szklanka, nie przejmuj się tym.- uśmiechnął się rozbawiony.
-Ok, tak, to ja, może...
-Idź do chłopaków, zaraz przyjdę.- powiedział wrzucając odłamki naczynia do kosza na śmieci.
-Co wy tu tak długo robicie?- usłyszałam głos tuż nad moim uchem, przez co podskoczyłam wystraszona, jednak uspokoiłam się czując znajome ramiona oplatające mnie w talii.- Spokojnie skarbie, to tylko ja.- wyszeptał Jason wprost do mojego ucha.
-Wystraszyłaś mnie.- powiedziałam oskarżycielsko.- Znowu.
-Przepraszam.- zrobił minę słodkiego szczeniaczka.
-Chyba musisz się bardziej postarać.- zakpiłam. Chłopak odwrócił mnie przodem do siebie. Widząc jego wielki uśmiech i te dołeczki w policzkach wiedziałam, że już mnie ma... Pochylił się nade mną i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
-Tak lepiej?- zapytał z zadziornym uśmiechem, który tak lubiłam.
-Lepiej.- wyszeptałam czując, jak robi mi się gorąco.
-Boże... Jesteście okropni. To kuchnia do cholery!- usłyszeliśmy rozbawiony głos Luka.
-Chodźcie, bo przegapicie najlepsze momenty.- dodał Max znikając w salonie. Dopiero teraz zauważyłam że jesteśmy sami w pomieszczeniu. Gdzie się podział Alex?
-Ok, idziemy już!- odkrzyknął Jason do przyjaciela.- Chodź, bo nie dadzą nam spokoju.- pociągnął mnie za rękę.
                                    Zajęłam swoje wcześniejsze miejsce próbując skupić się na filmie, jednak po chwili zmęczona zasnęłam w ramionach mojego chłopaka.

***

-Naprawdę musisz jechać?- spytałam ze łzami w oczach stojąc na łące pełnej kolorowych kwiatów.
-Wiesz, że gdybym nie musiał to bym cię nie zostawiał.- wyjaśnił i wiem, że mówił szczerze. W świetle zachodzącego słońca jego blond włosy wyglądały niczym złoto. Wypuściłam ciężko powietrze z płuc.
-Będę tęsknić.- wyszeptałam otulając się jego bluzą.
-Ja też skarbie.- powiedział przytulając mnie do swojej klatki piersiowej. Nagle cały świat zaczął wirować. Nie znajdowałam się już na łące ale w domu, nie było też przy mnie blondyna.

-I co? Myślisz, że coś się zmieni, że będzie lepiej?!- krzyknął mój ojciec.- Mylisz się, teraz może być już tylko gorzej.- bałam się, cholernie się bałam tego co może mi zrobić, teraz nie miałam już mojego przyjaciela, który zawsze mi pomoże, który mnie wesprze, teraz byłam sama.

                                    Obudziłam się głośno dysząc, czułam ciecz spływającą po moich rozgrzanych policzkach, a moje ciało całe się trzęsło.

-Ci, spokojnie.- usłyszałam za sobą. To Jason. Przytulał mnie do siebie od tyłu kołysząc nami delikatnie na boki. Zaczynałam się rozluźniać pod wpływem jego dotyku. Nie wiem ile trwaliśmy w tej pozycji, ale kiedy mój oddech się unormował chłopak przemówił.- Chcesz o tym porozmawiać? Opowiedzieć co ci się śniło?- jego głos był spokojny i opanowany na myśl przywodził mi spokojne morskie fale.
-Nie chcę tego pamiętać.- powiedziałam zgodnie z prawdą. Chciałam zapomnieć.
-W porządku, ale pamiętaj, że tu jestem.- wyszeptał składając czuły pocałunek na moim czole.- A teraz spróbuj zasnąć.- dodał kładąc się ze mną w ramionach.
                                 Jeszcze długo nie mogłam zasnąć, myślałam o wszystkim co się wydarzyło i dopiero wydarzy w moim życiu. Jestem żałosna, wiem, ale koniec z tym. Od teraz wszystko się zmieni, ja się zmienię, nie chcę być dłużej dla nikogo utrapieniem.

***

                                   Wstałam w znacznie lepszym humorze. To właśnie dzisiaj Ashton wyjeżdża, przyznam szczerze, że trochę się boję, czy dam sobie radę bez niego, ale od teraz mam być silna. 
                                    Była 6:00 rano, Ash miał samolot o 9, więc wszyscy jeszcze spali, postanowiłam, że zrobię im śniadanie, taki ostatni wspólny posiłek. Jak najciszej opuściłam pokój Jasona, widok śpiącego chłopaka zawsze poprawiał mi humor, był wtedy taki delikatny, ale jednocześnie seksowny... Szybko wykonałam wszystkie poranne czynności i zeszłam na dół. Będąc już w kuchni zaczęłam rozglądać się po szafkach w celu znalezienia odpowiednich produktów. Zdecydowałam się zrobić naleśniki oraz tosty i płatki owsiane, właściwie to wiedziałam, że te łasuchy i tak zjedzą wszystko, niezależnie od tego, co im zaserwuję. Nie czekając dłużej zajęłam się pracą starając się być jak najciszej. 
                                     Po niespełna 40 minutach góra naleśników, trzy talerze tostów, kanapki i płatki piętrzyły się na stole. Uznałam, że to odpowiednia pora aby obudzić chłopaków. Pierwsza z sypialni należała do Alexa. Zapukałam cicho, a kiedy usłyszałam odpowiedź weszłam do pokoju. Ledwo przytomny chłopak mruczał coś pod nosem leżąc na łóżku, miał na sobie jedynie bokserki, przez co od razu odwróciłam wzrok.

-Alex...- powiedziałam chcąc go obudzić, nic z tego.- Alex!- dodałam głośniej i dopiero wtedy chłopak zwrócił na mnie uwagę.
-Kels? Co się dzieje?- po tonie jego głosu wywnioskowałam, że jest zaspany. Bo właśnie go obudziłaś idiotko!- Dlaczego stoisz tyłem?
-Bo no wiesz, jesteś... No bo masz, znaczy nie masz...
-Ok, rozumiem.- zaśmiał się.
-Chciałam ci tylko powiedzieć, że zrobiłam śniadanie i myślałam, że razem zjemy.- wyjaśniłam. Nagle poczułam ramiona chłopaka oplatające mnie w tali. Po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze.
-Reszta już na nogach?- zapytał odwracając mnie w swoją stronę. Miał już na sobie spodnie, ale nadal mogłam podziwiać jego wyrzeźbiony tors.  Boże, o czym ty myślisz Kelsey?!
-Nie, może mógłbyś ich obudzić? Chyba wolałabym uniknąć takich niezręcznych sytuacji.- powiedziałam zakłopotana.
-No tak, masz rację.- przyznał odsuwając się ode mnie, nareszcie mogłam normalnie oddychać.
-To ja obudzę Jasona.- dodałam zostawiając go samego w pomieszczeniu. Alex był moim przyjacielem, oprócz niego i dziewczyn nie miałam tutaj innych znajomych. No właśnie, dziewczyny, nieźle je ostatnio zaniedbałam, mam nadzieję, że nie mają mi tego za złe, ale na pewno im to wynagrodzę. 
                                    Do sypialni Jasona weszłam bez pukania, w końcu śpimy w niej razem. Podchodząc do łóżka zauważyłam, że chłopak dalej smacznie pochrapuje, naprawdę nie miałam serca go budzić, ale niestety, dziś sobie nie pośpi. 

-Kochanie...- szepnęłam wprost do jego ucha starając się brzmieć zmysłowo, co chyba nie poszło mi najlepiej, jednak chłopak uśmiechnął się.
-Takie pobudki to ja częściej poproszę.- powiedział zaspanym i zachrypniętym głosem, który brzmiał niezwykle seksownie. Następnie objął mnie w pasie i pociągnął na łóżko, tak,że wylądowałam na nim. Zaczął całować moją szyję, aż w końcu nasze role się zmieniły, teraz to on górował schodząc z pocałunkami coraz niżej.
-Jace...
-Wiem skarbie.- powiedział wprost do mojego ucha przez co przez moje ciało przeszedł znajomy dreszcz.
-Jak to możliwe, że już od samego rana jesteś tak pobudzony?- zapytałam wpatrując się z uśmiechem w jego piękne oczy.
-Ty tak na mnie działasz.- poczułam jego ręce pod moją bluzką.
-Nie teraz.- szepnęłam zanim zmienię zdanie. Chłopak jęknął niezadowolony.
-Dlaczego?- spytał z miną zbitego szczeniaczka.
-Bo na dole czekają nasi przyjaciele i pyszne śniadanie.- widać było, ze wolałby kontynuować zajęcie z przed chwili, jednak nie miałam zamiaru mu ulegać.
-Ok, tym razem ci się upiekło.- powiedział wstając z łóżka, wcześniej jednak pocałował mnie w nos.- O której dzisiaj kończysz?- zapytał ubierając się.
-O 3, ale chcę gdzieś wyjść z Kate i Victorią, ostatnio strasznie je zaniedbałam.- wyjaśniłam poprawiając swoją bluzkę.
-Tylko uważaj na siebie, a jak skończycie to do mnie zadzwoń, przyjadę po ciebie.
-Ok.
-A teraz idziemy.- powiedział podając mi rękę, puścił mnie przodem w drzwiach i na schodach, normalnie uznałabym to za miły gest świadczący o dobrym wychowaniu, ale przez całą drogę do kuchni czułam jego wzrok na moich pośladkach.

***

-Mała, będę za tobą strasznie tęsknił.- wyszeptał Ashton zamykając mnie w silnym uścisku.
-Ja też Ash, nawet nie wiesz jak bardzo, ale będziemy do siebie dzwonić i pisać, to prawie tak jakbyśmy się widzieli.- chyba próbowałam przekonać do tego samą siebie.
-Może jednak zostanę?- zapytał odsuwając mnie delikatnie od siebie.- Potrzebujesz mnie, jestem twoim starszym bratem i...
-Ash, spokojnie, jestem już duża, poza tym nie zapominaj o tym, że mam chłopaków.- wyjaśniłam.
-Tak, właśnie, ustaliliśmy, że na czas mojego wyjazdu zamieszkasz u nich.
-Co?- zapytałam zdziwiona, tego bym się po nim nie spodziewała.
-Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci zostać samej w tym wielkim domu? Nie jestem z tego zadowolony, ale tak będzie najlepiej. Tylko pamiętaj siostra, nie chcę jeszcze być wujkiem, poza tym masz chodzić do szkoły inaczej matka zabije nas oboje.- wywróciłam oczami na jego komentarz, nadal nie przyzwyczaił się do tego, ze jestem z jego najlepszym przyjacielem.
-Nie bój się, nie zamierzam zostać mamą... w najbliższym czasie.- blondyn zaśmiał się kręcąc z rozbawieniem głową.
-Ktoś tu mówił o robieniu dzieci?- zawołał Jasona podchodząc do nas z resztą ekipy.
-Tylko usłyszę, że próbowałeś się do niej dobierać, to...- zaczął mój brat, ale niedane było mu skończyć.
-Spokojnie, my się zajmiemy Kels.- uspokajał Will obejmując mnie w talii i patrząc z rozbawieniem na czerwoną ze złości twarz Asha.- Będziemy przy niej dzień i noc.
-Zamknij się już lepiej, bo zaraz tu zostanę.
-Nie ma takiej potrzeby.- zwróciłam się do blondyna.- Bezpiecznej podróży braciszku.- powiedziałam przytulając się do niego ostatni raz, zaciągnęłam się jego zapachem, który kojarzył mi się z bezpieczeństwem i domem, ale tym bezpiecznym i spokojnym, który właśnie on mi dawał przez te wszystkie lata.
-Kocham cię.- wyszeptał.
-Ja ciebie też Ash.
-Nie chcę wam przerywać, ale zaraz ucieknie ci samolot.- przypomniał Matt.
-No tak, już cię nie zatrzymuję.- powiedziałam odsuwając się od niego i niezgrabnie pociągając nosem. - Bezpiecznej podróży.
-Do zobaczenia wkrótce siostrzyczko.- pocałował mnie w czoło a zaraz potem zniknął za drzwiami. Mrugałam oczami nie pozwalając łzom wydostać się na zewnątrz.
-Będzie dobrze, szybko minie ten czas i zanim się obejrzysz będziecie się witali.- powiedział Jason stając za mną. Objął mnie w pasie rękoma a głowę położył w zagłębieniu mojej szyi.
-Masz rację.- przyznałam.- Tylko, Ash przez lata stwarzał mi dom, to on jest moim domem, to jest moja definicja tego słowa, to po prostu Ashton.- wyjaśniłam przekręcając głowę w stronę chłopaka, tak, aby móc na niego spojrzeć.
-Wiem skarbie, ale on wcale nie odchodzi, nie żegnacie się na zawsze, to tylko sytuacja przejściowa. 
-Tak, to prawda. Ok, idę do szkoły, bo znowu się spóźnię, wtedy pan Smoaks mnie zabije.- zaśmiałam się.
-Zaczekaj, podwiozę cię.- zaproponował na co ochoczo się zgodziłam.
                                  
***

                                  Wchodząc do szkoły czułam na sobie spojrzenia wszystkich osób zgromadzonych na korytarzu, to było dziwne. O co im wszystkim chodzi? 

-Kelsey!!!- usłyszałam za sobą pisk, a chwilę później 'coś' przytuliło mnie od tyłu.- Boże, jak ja się za tobą tęskniłam.- krzyczała Vic żywo gestykulując rękoma.- Jak mogłaś nie dawać znaku życia przez tak długi czas?!- zapytała oskarżycielsko wskazując na mnie palcem.
-Przepraszam, wiem, że jestem okropna ale wszystko wam wynagrodzę. A właśnie, gdzie jest Kate?
-Kels?- usłyszałam obok siebie. Odwracając się ujrzałam uśmiechniętą od ucha do ucha brunetkę, która natychmiast pociągnęła mnie do długiego uścisku.- Boże,jak ja się za tobą stęskniłam.
-Ja też. Dziewczyny strasznie was przepraszam, obiecuję, że zrobię wszystko, aby wam to zrekompensować...
-Daj spokój, przecież się nie gniewamy, na pewno miałaś swoje powody.- powiedziała Kate patrząc na mnie wyrozumiale.
-Jejku, czym ja sobie zasłużyłam na takie przyjaciółki?- zaśmiałam się.
-Najwidoczniej jest dla ciebie jeszcze jakaś szansa Jones.- zaśmiała się Vic.- A teraz słuchaj uważnie nie uwierzysz co zrobiła Lexi, no bo ona....
                                Tego właśnie było mi potrzeba, przyjaciółek, plotek i wszystkich tych głupot, którymi zajmują się dziewczyny w moim wieku. Miałam wielkie szczęście, że ktoś postawił na mojej drodze Kate i Vic.

***

-Idziemy do kawiarni? Mam ochotę na ciasto...- jęknęła Vic po kilku godzinach chodzenia po sklepach. Też byłam już zmęczona, a perspektywa ciasta i ciepłej kawy przyprawiała mnie o ślinotok.
-Tak, chodźmy, mam dość zakupów na najbliższy... tydzień.- zaśmiała się Kate. 
                                Udałyśmy się do naszej ulubionej kawiarni znajdującej się obok parku, dzięki czemu miałyśmy wspaniałe widoki. Zajęłyśmy miejsce na zewnątrz rzucając wszystkie torby w jedno miejsce, chwilę później podszedł do nas kelner, był całkiem przystojny i od razu zauważyłam, że spodobał się Victorii, widać było, że blondynka też zrobiła na nim wrażenie. Dyskretnie uśmiechnęłam się do Kate, która również zauważyła te 'chemię.'
-Powinnaś wziąć jego numer.- powiedziałam, kiedy już zostałyśmy same. 
-Jest taki słodki, a te dołeczki....- westchnęła rozmarzona Victoria.
-Ty też wpadłaś mu w oko.- dodała Kate uśmiechając się znacząco. 
                                 Tak mijały nam kolejne godziny, miałyśmy dużo do nadrobienia, jednak około 20 postanowiłam wracać do domu, wcześniej zadzwoniłam do Jasona, zaproponowałam dziewczyną, że je podwieziemy, ale stwierdziły, że mieszkają blisko i nie ma takiej potrzeby. Teraz czekałam niedaleko kawiarni na mojego chłopaka trzymając w rękach zakupy. Czułam się trochę nieswojo w dodatku wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Nagle poczułam jak ktoś zderza się ze mną ramionami. Zachwiałam się, jednak ta osoba nie pozwoliła mi upaść łapiąc mnie w pasie. Podniosłam wzrok i oniemiałam.

-Kelsey, to ty?
________________________________________________________________________________
Hej, witam wszystkich, cóż, chyba pobiłam jakiś rekord co do długości rozdziałów, jakiś taki długi wyszedł, na razie nic się nie dzieje i jest trochę nudno ale już niedługo.... Słuchajcie myślałam o założeniu konta na twitterze na którym pisałabym do wszystkich obserwujących o nowych rozdziałach, co o tym sądzicie? Na pewno byłby to jakiś sposób na dobrą komunikacje. Korzystając z okazji chcę pogratulować wszystkim, którzy brali udział w projekcie urodzinowym dla basisty 5SOS =) 
Następny rozdział pojawi się kiedy będzie 5 kom. 
Pozdrawiam Ola.
P.S.: Chciałam jeszcze dodać, zę jest mi przykro, bo liczba wyświetleń rośnie, a komentarzy coraz mniej =(